Dlatego też postarałam się, żeby mikołajki były czymś więcej niż zwykłym dniem.
Zaczęłyśmy dzień o 6.30 (oczywiście ku mojemu niezadowoleniu). Przy butkach, których i tak Jagoda nie nosi, pojawiły się drobne prezenty. W mojej rodzinie zawsze 6 grudnia Mikołaj przynosił słodycze. Ale, że Jagoda na nie jeszcze za mała, prezentami były niewielkie zabawki.
Po śniadanku poszłyśmy do Babci, a u mniej również Mikołaj coś zostawił. Z prezentem zjawiła się jeszcze ciocia :)
Choć wiedziałam, że Jagoda niewiele z tego zrozumie, po południu wybrałyśmy się na mikołajki organizowane na rynku miejskim. Nie przewidziałam jednak, że z racji niezłej pogody i soboty, ludzi będzie całe mnóstwo. Utknęłyśmy z wózkiem w tłumie i nie mogłam znaleźć żadnej drogi ewakuacji z centrum rynku. Bardzo powoli przemieszczając się w tym kierunku, w którym dostrzegałam jakieś przejście, znalazłyśmy się przy samej choince tuż przed uroczystym odpaleniem na niej światełek. Mina Jagody, gdy przed nią z ciemności wyłoniła się pięknie oświetlona choinka - bezcenna :)
Pierwsze mikołajki nie zostaną w pamięci mojej córeczki, ale dzięki zdjęciom będę jej mogła kiedyś opowiedzieć o tym dniu. A jak Wy spędziliście 6 grudnia? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz