http://jagodowamama.blogspot.com/search/label/Dzieckohttp://jagodowamama.blogspot.com/search/label/Mamahttp://jagodowamama.blogspot.com/search/label/Lifestylehttp://jagodowamama.blogspot.com/search/label/Wychowaniehttp://jagodowamama.blogspot.com/search/label/Zabawahttp://jagodowamama.blogspot.com/search/label/Rozw%C3%B3jhttp://jagodowamama.blogspot.com/search/label/Dom

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Uwaga na lekarzy!

O tym, że dobry lekarz to skarb wiemy. Ale nieczęsto zastanawiamy się jaką krzywdę może wyrządzić zły lekarz..

Dokładnie w dniu ukończenia przez Jagodę 2 tygodni, pojechaliśmy z nią na wizytę do ortopedy pracującego przy szpitalu, w którym przyszła na świat. Wizyta została umówiona już w pierwszym dniu jej życia, kiedy to właśnie ten ortopeda zdiagnozował u niej stópkę końsko-szpotawą.

Pierwsza doba życia. Prawa stópka uznana za stopę końsko-szpotawą

Przerażona pytałam o tę stopę każdego pediatry, który oglądał Jagodę i każdy powtarzał to samo. Że to nic poważnego, że wystarczą ćwiczenia, żeby się nie martwić.

Nadszedł dzień wizyty. Oczywiście zdążyłam już poczytać o metodach leczenia, także wiedziałam już czego mogę się spodziewać, a po rozmowie z fizjoterapeutą, który pokazywał mi jak ćwiczyć z Jagodą (od 2 dnia życia była już rehabilitowana) wiedziałam także, że istnieją inne sposoby leczenia poza gipsami. Pan doktor spojrzał tylko szybko na stópki i stwierdził "musimy założyć gipsy. Będzie je nosić jakieś 6 tygodni, później natniemy ścięgno Achillesa i jeszcze kilka razy założymy gipsy". Gipsy te miały sięgać od czubków palców aż po pieluszkę! Pytałam dlaczego na obie stopy, skoro stwierdził w szpitalu, że z lewą jest wszystko dobrze. "Lewa też jest zła" - odpowiedział. Uznał, że skoro już jesteśmy zrobimy też usg bioderek, po którym zawyrokował "jest poważna dysplazja. Musimy jej założyć szelki ortopedyczne". Chciał obie rzeczy zakładać już, natychmiast, ale uznał, że jedno wyklucza drugie, więc może poczekamy jeszcze 2 tygodnie i przyjdziemy do niego na wizytę prywatną (!). Na wizytę się umówiłam, choć wiedziałam już, że na nią nie pojadę.. Oczywiście nie obyło się bez łez, już na korytarzu. Pan doktor nie omieszkał mnie bowiem nie poinformować, że będzie to oznaczało dla Jagody poważne problemy z chodzeniem, że nie będzie mogła uprawiać sportów i że nawet jeśli wyleczymy dysplazję to nigdy nie będzie w pełni sprawna.

Po chwilowym załamaniu przyszedł czas na walkę. Zaczęłam szukać najlepszych ortopedów dziecięcych. Znalazłam też takich specjalizujących się właśnie w stopach końsko-szpotawych. Mieliśmy wybrać się do profesora. I wtedy zobaczyłam zdjęcie innego ortopedy, z tej samej kliniki, również specjalisty od stóp końsko-szpotawych. Zobaczyłam to zdjęcie i poczułam nadzieję. Wiedziałam, że nam pomoże. Jako, że Jagoda taka malutka, pomimo dwumiesięcznych kolejek, przyjął nas już po kilku dniach.

"To nie jest stopa końsko-szpotawa" - powiedział ze swoim śmiesznym akcentem (jest Libijczykiem) i uśmiechnął się do nas. Nie dowierzałam. A on tłumaczył mi na czym polega różnica między stopą końsko-szpotawą, a zrotowaną (jaką miała Jagoda). Powiedział, że owszem, gips będzie konieczny, ale tylko do kolan. Dwa, trzy razy. I koniec! Przyszedł czas na usg bioderek. "Jest dysplazja, ale nie jest źle. Wystarczy szeroko pieluszkować". I znów niedowierzanie. Znów moje pytania, czy na pewno. "Na pewno" - znów się uśmiechał.

Jagoda wróciła do domu z gipsami na obu stópkach. Rodzina i przyjaciele nie wiedzieli jak zareagować. Pocieszali nas. Nie dowierzali, że taka maleńka istotka może mieć zagipsowane nogi. Ale ja byłam spokojna. Naprawdę krótkie gipsy i szerokie pieluszkowanie były niczym w porównaniu z tym, na co zdążyłam się już psychicznie przygotować przez pierwszego lekarza.

2-tygodniowa Jagódka już z gipsami

Niczym białe kozaczki. Ale wtedy do śmiechu nam nie było :(


Po tygodniu pojechaliśmy na zmianę opatrunków gipsowych. I kolejna dobra wiadomość. Kolejne gipsy nie będą na razie konieczne. Pan doktor pokazał mi jak ćwiczyć z Jagodą. Po dwóch tygodniach wyznaczył kolejną wizytę. I na każdej kolejnej okazywało się, że stópki nie wracają do początkowego położenia, że dysplazja bioder zmniejsza się.

Po co ten wpis? Trochę ku przestrodze, trochę by nie tracić nadziei, żeby walczyć i ufać sobie. Gdybyśmy nie zdecydowali się na dodatkową konsultację Jagodę czekałoby długie, kilkumiesięczne leczenie, które byłoby całkowicie zbędne. Mało tego, mogłoby jej zaszkodzić, a już na pewno znacznie opóźniłoby jej rozwój.

Usg bioderek jest często bagatelizowane. Ja również traktowałam je jako coś, co musimy "zaliczyć" w ogóle nie biorąc pod uwagę, że coś może być nie tak. Ale może! Dlatego warto nawet do tej pozornie błahej czynności również wybrać dobrego specjalistę, którego ocenie będziemy mogli zaufać. U nas problem został wyolbrzymiony, ale w klinice rozmawiałam z różnymi mamami, np. z mamą, u której córki nie stwierdzono dysplazji, ale ona czuła, że coś jest nie tak. Po dodatkowej konsultacji okazało się, że córka ma najgorszy stopień dysplazji. Ale zdążyło już minąć kilka cennych miesięcy, co znacznie wydłużyło i utrudniło leczenie.

Lekarze są lepsi i gorsi. Gdy chodzi o nasze dziecko nie warto polegać na jednej opinii. My bardzo szybko przekonaliśmy się, jak błędne one mogą być.

4 komentarze:

  1. Borajstwo kochane. Niech Jagodka szybko wraca do zdrowia. Dobrze, ze znalazlas tego lekarza, bo kto wie co by tamci nawyczyniali. Moja siostra w ciazy miala kilku i kazdy mowil co innego. Jeden przepisal zastrzyki w brzuch, a drugi kategorycznie ich zabranial. Moja biedna siostra sama nie wiedziala kogo sluchac. Podrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo zdrówka życzę Córci z całego serca. Ja również ostatnio mam spore problemy ze swoim synkiem. I przeglądam bardzo dużo rożnego rodzaju blogów Mam.Otóż mój Synek ma bardzo ale to bardzo słabą odporność, w ostatnim roku chorował już kilkanaście razy na szczęście nie są to jakieś poważne choroby ale ciągłe przeziębienia również powodują, że tracimy siły. Zastanawiamy się jednak wraz z mężem czy nie powinniśmy się udać do specjalisty. Wahanie to jest spowodowane tym, że pediatra twierdzi,że jest to nic groźnego i, że na pewno dziecko " z tego wyrośnie". Ale jak Mama bardzo niepokoje się tym, więc zdecydowałam, że na własną rękę znajdziemy jakiegoś dobrego specjalistę, wczoraj mając chwilę przeglądałam sporo stron i natrafiłam na http://salve.pl/przychodnie/oferta/poradnie-dla-dzieci/immunolog-dzieciecy Czy słyszałaś kiedyś Kochana o tej przychodni? Liczę na rady :) I jeszcze raz dużo zdrówka dla maleństwa mimo, że pewnie już jest dużo większe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nigdy nie słyszałam o tej przychodni ani z immunologiem też nie miałam do czynienia. A Twój synek chodzi do żłobka/przedszkola?

      Usuń
  3. To bardzo ważne na jakiego lekarza trafi się. Dla dziecka szczególnie warto wybierać miejsca gdzie specjalizują się w leczeniu dzieci. Mają duże doświadczenie i stosują nowoczesne metody. Zawsze można też się skonsultować dla pewności z innym lekarzem dla potwierdzenia diagnozy.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...